Nie jestem pewna jak to zrobić, żeby słowa nie popsuły tego,
co chcę przekazać.
Chciałbym opowiedzieć o cudownym czasie, jaki ostatnio
nastał. Są takie chwile, kiedy po prostu jest się radosnym i można się cieszyć
z najmniejszej rzeczy, jak przechadzanie się prawie jeszcze pustymi ulicami
miasta. Słońce powoli zaczyna grzać, ale w jego świeceniu nie wyczuwa się
nachalności. Tak właśnie poczułam się dzisiaj i tydzień temu, kiedy to wylądowałam
u Juliana w Gdańsku. Byłam taka super, że przystałam na spontaniczny weekendowy
wypad.
Tyle kilometrów, ile zrobiłyśmy w piątek i w sobotę, nie
przeszłam już dawno. Pierwszego dnia, zaraz po przybyciu na miejsce, udałyśmy
się po dwie butelki wina (białego, choć zaskoczył mnie jego dobry smak). Ucieszył
mnie w sumie sam fakt wyjścia z pociągu, w którym gangsterka z okolic Poznania
paliła w wagonie (nie otwierając nawet okien) i poza tym wydzielali oni z
siebie jakiś nieprzyjemny odór…. W każdym razie zdołałyśmy je (to wino)
nawet odkorkować i potem już się potoczyło. Wylądowałyśmy w świetnym miejscu zwanym BUFFET, które mieści się na terenie Stoczni - świetny klimat, wystrój, dobrze zagospodarowana i przemyślana przestrzeń - polecam, Maria K.!
Drugiego dnia, po mistrzowskim śniadaniu (pomysłu Juleczki, a
nie mojego!) udałyśmy się na kolejne przechadzki, aż w końcu dotarłyśmy na
PLAŻĘ! Nigdy jeszcze nie byłam nad morzem poza sezonem wakacyjnym, więc
cieszyłam się jak małe dziecko : ) Wprawdzie piasek i woda były lodowate tak,
że łohoho, ale mimo to dałyśmy radę. Niestety, nie spotkałyśmy jeszcze żadnych
nudystów, damn.. : D
Odjeżdżałam ze smutkiem, że widziałyśmy się tak krótko. DJ
SEREK (z piątkowego wyjścia do klubu) zadba o dobrą zabawę na kolejnej wiksie
miihihhii.
A przed chwilą wróciłyśmy właśnie od naszego Stojana,
która użyczyła mi i Mirkowi kuchenki, gdyż nasza odmówiła posłuszeństwa -,-
danie wyszło wyśmienite, a teraz czekamy na naszą mrożoną herbatsę (Klaudia specjalnie
pofatygowała się do Biedry w celu zakupu cytrynki).
Wcześniej tego dnia, po porannym WFie, polazłam do mojego
ulubionego Parku Wilsona i leżałam plackiem łapiąc promienie słoneczne,
czytając książkę i obserwując wesołe bachorki bawiące się wokoło (jeden chciał
nawet pograć ze mną w piłkę!)
SŁOŃCE daje taki zastrzyk energii! Wszystko wydaje się
piękniejsze, łatwiejsze, ale, jednocześnie, bardziej ulotne. Mam nadzieję, ze nadchodząca majówka dostarczy nam i Wam kolejnym cudownych wrażeń, którymi
warto będzie się podzielić.
~ Maryja
PS Niedługo powinna się pojawić kontynuacja postu o Polaczkach,
swetrach i innych festiwalach.