Na szczęście wczoraj udało nam się spędzić wspólnie trochę czasu w kuchni.
Wstąpiłam tam rano, kiedy w mieszkaniu panowała jeszcze zupełna cisza. Na wejściu ucieszyło mnie, że panował tam porządek, wszystkie naczynia pozmywane, idealnie. Dzień wcześniej wynalazłam - na którymś z kolei blogu kulinarnym - inspirację na śniadanie. Do usmażenia omleta potrzebowałam tylko jajka, różyczki brokuła i camembert (w mojej wersji zawierał on ponoć grzyby leśne (!), ale te małe, ciemne punkciki na serze, to raczej nie mogły być grzybki, najwyżej ich kiepskie imitacje).
Przy przygotowywaniu obiadu wykorzystałyśmy kurki przywiezione przez Mirka i suszone pomidory. Efektem było smakowite risotto.
Patrząc na nasze wyczyny kuchenne, można by pomyśleć, że się obijamy, ale my naprawdę zapieprzamy. Po prostu uczymy się powoli sztuki dobrej organizacji. A ponieważ jedzenie to prawie najważniejsza część naszego życia (przynajmniej obecnie), to na nie zawsze znajdziemy czas. Za to na wyniesienie zalegających śmieci już nie bardzo :D
Dzisiaj nie ma nowej muzyki, bo ostatnio panując ciche dni. Chciałabym natomiast polecić Wam obejrzenie prac Pana Artysty-Ilustratora, którego istnienie niedawno odkryłam. Zapraszam --> http://www.ryanlake.com/2011/index.php
~ Rebeka
Rebeka, zaskakujesz mnie :) myślałam, że to tylko ja zrobiłam sobie naukową przerwę dla kilku Internetów, a tutaj nowość przemiła.
OdpowiedzUsuńChcę być już Alfą lub Omegą i skończyć ten naukowy maraton.
Miranda
zgłaszam zażalenie na cholernie małą czcionkę. Na moim biedaszku litery się wręcz zlewają :C
OdpowiedzUsuńomlet wygląda super, obczaj mój brokułczny obiad!
pozdrawiam i życzę udanej sesyjki :**