sobota, 6 października 2012

Wrzesień Wesołych Miasteczek

Pamiętasz? Poszliśmy wtedy do Wesołego Miasteczka. Monotonne światełka mrugały do nas z diabelskiego młyna. (Dawno nie byłam tak wzruszona.) Włożyłeś mi palce w dłoń, a drugą ręką zarzuciłeś na głowę kaptur. Zimno. - Powiedziałeś. - Dawno nie było tak jesiennie.
Słyniesz z krótkich form wyrazu, tak samo jak ja słynę ze swoich niewyraźnie wypowiadanych komunikatów.
Chciałabym, żeby czas się cofnął. Wiem nawet w jaki sposób uczynić to możliwym. Wystarczy przenocować w kabinie diabelskiego młyna, by rano obudzić się w dawnej rzeczywistości.

Wewnętrznie jestem drzewem, w którym obecnie opadają jesienne liście. Wypełniam się nimi po szyję i czuję w gardle ich ciepły kolor pomieszany z wilgocią porannych ulic. 

 
Ukradkiem wślizguję się do kabiny i w skupieniu
czekam do późna aż zasnę. W międzyczasie to żarzące się neony idą spać jako pierwsze, a ktoś z obsługi  zamyka oczy kolorowym światełkom. Nastaje ciemność, w której jestem w stanie dojrzeć wyłącznie tyle na ile pozwalają mi wpadające do kabiny świetlne refleksy z oddali. Leżę skulona na pordzewiałej podłodze. Kumuluję ciepło - resztkę letnich dni pobudzam wewnątrz siebie do życia. Podejmuję próbę wyobrażenia sobie uczucia, które pamiętam z tamtego wieczora. Wpajam sobie, że potrafię wytworzyć w środku jakiś nędzny prototyp minionych już przeżyć.

Małe istoty grabią  je starannie wewnątrz mnie. Zbierają w małe kopce i palą ogniska wypluwające gęsty dym, który już po chwili osiada na płucach niczym poranne mgły i daje o sobie znać w postaci urywanego kaszlu. Przygotowuję się do zimy - robiąc konfitury z własnych uczuć.

Bezsennie spędzam noc. O świcie wracam poboczem w stronę domu. Droga wydaje się nieskończonością.
[źródło: John Brosio]

Karolina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz