Pamiętasz? Poszliśmy
wtedy do Wesołego Miasteczka. Monotonne światełka mrugały do nas z diabelskiego młyna. (Dawno nie byłam tak wzruszona.) Włożyłeś mi palce w dłoń, a drugą ręką zarzuciłeś na głowę
kaptur. Zimno. - Powiedziałeś. - Dawno nie było tak jesiennie.
Słyniesz
z krótkich form wyrazu, tak samo jak ja słynę ze swoich niewyraźnie
wypowiadanych komunikatów. Chciałabym, żeby czas się cofnął. Wiem nawet w jaki sposób uczynić to możliwym. Wystarczy przenocować w kabinie diabelskiego młyna, by rano obudzić się w dawnej rzeczywistości.
Wewnętrznie jestem drzewem, w którym obecnie opadają jesienne liście. Wypełniam się nimi po szyję i czuję w gardle ich ciepły kolor pomieszany z wilgocią porannych ulic.
Ukradkiem wślizguję się do kabiny i w skupieniu czekam do późna aż zasnę. W międzyczasie to żarzące się neony idą spać jako pierwsze, a ktoś z obsługi zamyka oczy kolorowym światełkom. Nastaje ciemność, w której jestem w stanie dojrzeć wyłącznie tyle na ile pozwalają mi wpadające do kabiny świetlne refleksy z oddali. Leżę skulona na pordzewiałej podłodze. Kumuluję ciepło - resztkę letnich dni pobudzam wewnątrz siebie do życia. Podejmuję próbę wyobrażenia sobie uczucia, które pamiętam z tamtego wieczora. Wpajam sobie, że potrafię wytworzyć w środku jakiś nędzny prototyp minionych już przeżyć.
Małe istoty grabią je starannie wewnątrz mnie. Zbierają w małe kopce i palą ogniska wypluwające gęsty dym, który już po chwili osiada na płucach niczym poranne mgły i daje o sobie znać w postaci urywanego kaszlu. Przygotowuję się do zimy - robiąc konfitury z własnych uczuć.
Bezsennie spędzam noc. O świcie wracam poboczem w stronę domu. Droga wydaje się nieskończonością.
[źródło: John Brosio]
Karolina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz