wtorek, 24 lipca 2012

Nie mam najgorzej


Przyrzekałam ostatnio przez telefon jednej z mak, że powstanie kolejny post zatytułowany 'mam najgorzej'. Wszystko dzięki fantastycznie zorganizowanym polskim kolejom, nie wiedziałam wtedy tylko, że najgorsze miało dopiero nadejść. Obiektywnie pewnie zawsze może być gorzej i gorzej.

Wsiadłam świtem do pociągu w Sekretną Podróż po życiowe spełnienie i możliwą częściową stratę relacji fantastycznej ( relacji z Kobietą mojego Życia, Dzieckiem z mego Łona, a nie jakieś tiruriru jeżeli ktoś o tym pomyślał). Jechałam, do Krzyża. W Krzyżu nieplanowana przesiadka poprzedzona oczekiwaniem, potem jeszcze jedna i jeszcze jedna. Po takim fantastycznym zestawieniu dotarłam do Miasta Obecnego Życia po zaledwie 4 godzinach, kogo obchodziłoby, że normalnie jedzie się DWIE. Absolutnie nikogo, posłuchałam kilku opowiastek o grzybach-nie-rybach i wysiadając byłam średnio szczęśliwa i obklejona pośpiechem. Zniknął fantastyczny tramwaj, człowiek prosił o gorsza, a dostał jabłko i nadal o gorsza prosił. Połowiczne sukcesy urzędowe i czas na dalszą drogę do destynacji Sekretnej Podróży. Kolejne nieudogodnienia, a co tam. Jest fantastycznie. Jadę na spotkanie z Życiem i Rok Nieobecnym. Myśli i strach i brak pomysłu, i ludzie, i Afryka, i wszystko. Tylko brak myśli przewodniej dla Rok Nieobecnego. Małe sprawunki załatwione, konsultacje telefoniczne z kolejną relacją fantastyczną, potem jeszcze z Kobietą Życia i jesteś gotowa. Dam radę, będę zła, zdystansowana i nieugięta. Rok Nieobecny jest Dzieckiem w największym i najbardziejszym tego słowa znaczeniu. Dzieckiem bez zmian i jakiegokolwiek poczucia, fantastą, fanaberią, feromonem. Potem jeszcze ten biletomat, który nie chce podarowanego pieniądza i przeklinam go w duchu i wkładam na dziesiątki sposobów i męczę się i dręczę go, przeklinam. Pragnę rozmienić siebie i go na bilon. Czekam w ogromnej kolejce do kiosku. Siadam, myślę, tramwaj. Jadę dwa przystanki po czym tramwaj staje, a lud wysiada. Awaria, dramat, a ja mam do pokonania sto tysięcy przystanków. Korek. Dalej jeszcze gorzej lub odrobinę lepiej. Oszukuję rodzicielkę żem zmęczona, a tak naprawdę rozdrażniona i zawiedziona i wszystko. Rano wstaję bardzo rano i nastawiona na Cel wyruszam, załatwiam wracam. W pociągu Wielki Ból i przez kolejne dwa dni i umieram na przypadłości żołądkowe. Pojawia się rodzina, a potem. Potem spotykam wspaniałe istoty na wyimaginowanym dachu. 

Miałam już takie przemyślenia po wieczorach u Juruć, że wszystkie jesteście WSPANIAŁE. Nie wiem co to za szczęście i chyba jednak nie mam tak najgorzej skoro znam takie cudowne osobistości. Każda jest inna ale istnieje jakiś wspólnie pierwiastek cudowności, które mamy rozpuszczony w wodach naszego organizmu. Nie pozostaje chyba nic innego jak powiedzieć tylko : Cieszę się, że Was poznałam. Najbardziej. Och, ckliwość nad ckliwości. 

Ice Tea z nektarynkami smakiem nie powalała, a starłam się bardzo.

Zienia nie-debiutantka pali paluszka.



Miranda

4 komentarze:

  1. O fuuuuuuuu,wyglądam jak jakieś blebleble. Dzięki Miranda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś najpiękniejszaaaa *;

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze to nie uwieczniłaś na zdjęciach jednej z najcudowniejszych - Marioli.
    Po drugie uwielbiam czytać jak piszesz :*

    Zienia

    OdpowiedzUsuń
  4. o, a więc jest pozytywny akcent na koniec! like it :) przyjemnie się czyta tego posta, Mirku.

    OdpowiedzUsuń