Przyrzekałam ostatnio przez telefon
jednej z mak, że powstanie kolejny post zatytułowany 'mam najgorzej'. Wszystko
dzięki fantastycznie zorganizowanym polskim kolejom, nie wiedziałam wtedy
tylko, że najgorsze miało dopiero nadejść. Obiektywnie pewnie zawsze może być
gorzej i gorzej.
Wsiadłam świtem do pociągu w Sekretną
Podróż po życiowe spełnienie i możliwą częściową stratę relacji fantastycznej (
relacji z Kobietą mojego Życia, Dzieckiem z mego Łona, a nie jakieś tiruriru
jeżeli ktoś o tym pomyślał). Jechałam, do Krzyża. W Krzyżu nieplanowana
przesiadka poprzedzona oczekiwaniem, potem jeszcze jedna i jeszcze jedna. Po
takim fantastycznym zestawieniu dotarłam do Miasta Obecnego Życia po zaledwie 4
godzinach, kogo obchodziłoby, że normalnie jedzie się DWIE. Absolutnie nikogo, posłuchałam kilku opowiastek o grzybach-nie-rybach i wysiadając byłam średnio
szczęśliwa i obklejona pośpiechem. Zniknął fantastyczny tramwaj, człowiek
prosił o gorsza, a dostał jabłko i nadal o gorsza prosił. Połowiczne sukcesy
urzędowe i czas na dalszą drogę do destynacji Sekretnej Podróży. Kolejne nieudogodnienia,
a co tam. Jest fantastycznie. Jadę na spotkanie z Życiem i Rok Nieobecnym.
Myśli i strach i brak pomysłu, i ludzie, i Afryka, i wszystko. Tylko brak myśli
przewodniej dla Rok Nieobecnego. Małe sprawunki załatwione, konsultacje
telefoniczne z kolejną relacją fantastyczną, potem jeszcze z Kobietą Życia i
jesteś gotowa. Dam radę, będę zła, zdystansowana i nieugięta. Rok
Nieobecny jest Dzieckiem w największym i najbardziejszym tego słowa znaczeniu.
Dzieckiem bez zmian i jakiegokolwiek poczucia, fantastą, fanaberią, feromonem.
Potem jeszcze ten biletomat, który nie chce podarowanego pieniądza i przeklinam
go w duchu i wkładam na dziesiątki sposobów i męczę się i dręczę go, przeklinam.
Pragnę rozmienić siebie i go na bilon. Czekam w ogromnej kolejce do kiosku.
Siadam, myślę, tramwaj. Jadę dwa przystanki po czym tramwaj staje, a lud
wysiada. Awaria, dramat, a ja mam do pokonania sto tysięcy przystanków. Korek.
Dalej jeszcze gorzej lub odrobinę lepiej. Oszukuję rodzicielkę żem zmęczona, a
tak naprawdę rozdrażniona i zawiedziona i wszystko. Rano wstaję bardzo rano i
nastawiona na Cel wyruszam, załatwiam wracam. W pociągu Wielki Ból i przez
kolejne dwa dni i umieram na przypadłości żołądkowe. Pojawia się rodzina, a
potem. Potem spotykam wspaniałe istoty na wyimaginowanym dachu.
Miałam już takie przemyślenia po
wieczorach u Juruć, że wszystkie jesteście WSPANIAŁE. Nie wiem co to za
szczęście i chyba jednak nie mam tak najgorzej skoro znam takie cudowne
osobistości. Każda jest inna ale istnieje jakiś wspólnie pierwiastek
cudowności, które mamy rozpuszczony w wodach naszego organizmu. Nie pozostaje
chyba nic innego jak powiedzieć tylko : Cieszę się, że Was poznałam.
Najbardziej. Och, ckliwość nad ckliwości.
Ice Tea z nektarynkami smakiem nie powalała, a starłam się bardzo. |
Zienia nie-debiutantka pali paluszka. |
Miranda
O fuuuuuuuu,wyglądam jak jakieś blebleble. Dzięki Miranda.
OdpowiedzUsuńJesteś najpiękniejszaaaa *;
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to nie uwieczniłaś na zdjęciach jednej z najcudowniejszych - Marioli.
OdpowiedzUsuńPo drugie uwielbiam czytać jak piszesz :*
Zienia
o, a więc jest pozytywny akcent na koniec! like it :) przyjemnie się czyta tego posta, Mirku.
OdpowiedzUsuń