niedziela, 4 marca 2012

Właśnie obejrzałam ,,Miasto zaginionych dzieci" i wiecie co..?
Zrobiło mi się cholernie przykro, ponieważ poczułam się zupełnie jak ten mężczyzna, który kradnie dziecięce sny, by zaznać odrobiny szczęścia.
Niemalże dokładnie, jak On mieszkam na środku morza, gdzie nie zaznaję spokoju. Porywam dzieci, które usypiam z nadzieją, iż wtargnę w ich niewinne marzenia i poczuję się odrobinę lepiej.
Jednakże z każdym ich nowym snem uświadamiam sobie, że moja obecność tworzy w ich umysłach potworne sceny, a każda nowa postać staje się kreaturą. Odzieram ich umysły z radości i zawodzę już nie tylko siebie, ale co najważniejsze - je same.
I gdy tylko otwierają oczy, a ich policzki są mokre od łez, zdaję sobie sprawę, że nigdy nie stanę się tym, kim one pragną bym była, że nie spełnię ich marzeń, które będą zarazem spełnieniem mych własnych pragnień.

Więc pozostaje mi już tylko czekać, aż zjawi się ktoś, kto je uwolni z mych sideł oraz potwornych szponów i zaprowadzi z powrotem do zrozpaczonych rodziców, bym mogła w pełni zrozumieć, jak bardzo je zraniłam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz