piątek, 30 marca 2012

Malls suck, seriously.

Centra handlowe są okropne. 
Panuje tam hałas, chaos i powszechne zamieszanie. Nienawidzę tego, że traci się tam tak dużo cennego czasu, a w najgorszym wypadku wychodzi się stamtąd z pustymi rękami. Kiedyś uwielbiałam buszowanie między sklepowymi półkami, wyszukiwanie okazji i pięknych ubrań. Do dnia dzisiejszego wszystko obróciło się o jakieś 180 stopni i wizyta w galerii jest nieprzyjemną przyjemnością. Tyci oksymoron z takiej oto okazji - a mianowicie, gdyby ktoś dał mi czek na tysiąc, czy nawet 500 zł, to byłaby to przyjemność niezwykła. Wyłowienie ładnego ciucha nie jest trudne, a najczęściej najkorzystniej wygląda się w tych droższych (węszę w tym zasługę naszej zdradzieckiej psychiki). Z drugiej strony, jeśli jest się w takiej sytuacji jak ja (a zapewne znakomita większość jest), to człowiek jest ograniczony cenami, tymi potwornymi metkami i kartonikami, które, swoją drogą, często lubią się urwać lub schować lub nic nie można z nich odczytać (krzywa mina gwarantowana). 
Właśnie dzisiaj byłam w takiej sytuacji. Ulotniłam się więc z, uwaga podam nazwę, Galerii Malta, po jakichś 4 godzinach (a byłam w zaledwie 4 sklepach!!). Na moje cudowne szczęście, akurat jak wyszłam, zaczęło kropić, a potem lać. Dotarłam z tobołkami na przystanek. Tłum ludzi uniemożliwił mi sprawdzenie rozkładu jazdy, ale w sumie nauczyłam się już, że wykonywanie tej czynności jest bezcelowe, przynajmniej w Poznaniu - po prostu wolna amerykanka! 


Ponieważ jestem na diecie od 2 miesięcy (waga, na szczęście, zauważa skutki), to dzień był fit. Do czasu, aż po obiedzie napadła mnie chęć na czekoladę, tak po prostu. Wyjadłam współlokatorom trochę kremu czekoladowego (niech nie krzyczą. poza tym jest z Biedronki, więc cena na pewno nie powala na kolana : D) i po chwili poczułam się niedobrze - jestem zadowolona z reakcji mojego organizmu. Przed chwilą skończyłam piec muffinki DIETETYCZNE (na słono i na słodko - naprawdę takie istnieją!). Odpływam powoli przy dźwiękach radiowej Czwórki, a za mną czai się fura brudnych naczyń....ale to nieistotne, nowy dzień przyniesie mi trochę siły.

Ahh no tak - z centrum h. przytargałam spodnie, koszulę i dwa t-shirty. Chyba niezły wynik, jak na modowego amatora, który nie ma grosza przy duszy?
Rozkoszujcie się nutą podkradniętą od naszej Zu z fejsbukowego walla. Idealna na spokojny wieczór.






~ Maryja

1 komentarz:

  1. Jak widzę życie na tym blogu,od razu jakoś mi tak uśmiechnięciej :D

    OdpowiedzUsuń